Obserwatorzy

niedziela, 30 marca 2014

Fotorelacja z cieszyńskich warsztatów rękodzieła:)

W ubiegłą sobotę w Domu Narodowym w Cieszynie miałam okazję po raz pierwszy zaprezentować swoje książki "na żywo" w ramach odbywających się tam przeróżnych warsztatów dla miłośników rękodzieła wszelakiego. Z Madzią z Pretty Home miałyśmy stoiska koło siebie więc czas płynął nam bardzo miło, tym bardziej, że i nasi mężowie aktywnie nas wspierali:)
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
  Miałam tez okazję po raz kolejny spotkać się z Agnieszką z Biankowych Pasji, u której zakupiłam trochę cudnych tkanin (tutaj widoczne na fotce tuż za Madzią:), z których to mam wielką chęć wykonać takie jajeczka jak na zdjęciu poniżej:)
 
To nowe, kolejne doświadczenie wynikające z wydania tego małego przepiśnika, dziękuję wszystkim zwiedzającym za dobre słowo pod adresem książki, a nade wszystko za możliwość poznania "na żywo" blogerek i Was dziewczyn, które znam tylko z pozostawionych komentarzy:)
Do następnego!!!

wtorek, 18 marca 2014

Coś słodkiego, coś na obiad i o bajkowym sklepiku:)

Dzisiejszy post to taki całkiem fajny obiad i deser będzie bo nadal siedzę w książkach kucharskich i wciąż eksperymentuję. Będą domowe ciasteczka i zupa z czosnkiem niedźwiedzim będzie, i sałatka z łososiem na drugie danie - jak na porządny obiad przystało:) Co więcej, o przepięknym sklepiku, który odkryłam dosłownie tuż za naszą miedzą, też będzie:)

   Długo szukałam przepisu na ciasteczka, na których odciśnięte wzory pieczątek nie rozpływają się podczas pieczenia. Taki też znalazłam w polecanej już kiedyś u mnie książce tutaj i wszystkie jak dotąd wypróbowane przepisy Sigrid Verbert się udają, a przede wszystkim są szalenie proste:)

Sables a la fleur de sel
 (Sigrit Verbert, Smakowite Prezenty, 2010)
Herbatniki z odrobiną soli
250 g mąki (użyłam orkiszowej)
125 g masła
125 g cukru
10 g cukru waniliowego
1 jajko
pół łyżeczki fleur de sel (użyłam zwykłej soli kuchennej)
Przesiać mąkę, dodać cukier, cukier waniliowy i sól. Dodać zimne masło pokrojone w kosteczkę i delikatnie wyrabiać palcami, aż masło zostanie całkowicie wchłonięte. Przełożyć wszystko do misy, dodać jajko i szybko wyrobić. Uformować z ciasta kulę, zwinąć w folię, włożyć do lodówki na min 1h. Po tym czasie rozwałkować ciasto na min 2 mm na stolnicy obsypanej mąką, wyciąć herbatniki, ew. odcisnąć wzór i przełożyć na blachę wyłożoną papierem do pieczenia. Piec przez ok. 10 min w temp. 160 stopni.
*ja piekłam w 170 stopniach z termoobiegiem ok. 15 min na złoty kolor. Ważne by nie wałkować herbatników zbyt cienko, nie udają się wówczas. 
Spróbujcie, wzór może nieco się zamazać, to zależy jak głęboko została odciśnięta pieczątka.

Niedawno w księgarniach pojawiła się również druga już książka z serii Pyszne 25 Anny Starmach, której przepisy bardzo lubię za ich prostotę i szybkość w wykonaniu. Pierwszą jej książkę praktycznie "przerobiłam" w całości i zachęcona odniesionymi kulinarnymi sukcesami nabyłam również i tą pozycję. Byłam miło zaskoczona kiedy na ostatnich stronach książki znalazłam przepisy dobrze mi znane, min. pierniczki, szyszki z ryżu, ciasteczka z kardamonem i orzechami i wiele, wiele innych:)

Oprócz słodkości, świetne sałatki i dania główne. Szczególnie przypadła nam do gustu ta sałatka z łososiem, w której gorący łosoś świetnie kontrastuje z zimną sałatą i winogronami. A sos jest absolutnie przepyszny! Myślę, że będzie to nasz mały, kulinarny hicior na tegoroczne wakacje:)
Dla chętnych podaję przepis, a zatem:
Sałatka z łososiem 
(Anna Starmach, Pyszne 25, Znak 2014)
2 kawałki filetu z łososia po 150g
250g roszponki (lub innej dowolnie wybranej sałaty)
1 mała kiść ciemnych winogron (schłodziłam)
2 łyżki orzechów włoskich 
50 g sera z niebieską pleśnią
garść kiełków rzodkiewki
oliwa z oliwek (*nie lubię, zastąpiłam olejem rzepakowym)
sól, pieprz
Sos:
sok z połówki cytryny
2 łyżki miodu
6 łyżek oliwy z oliwek
tymianek, sól, pieprz
Orzechy upraż na patelni bez tłuszczu, łososia obsyp odrobiną soli i pieprzu, połóż na patelni skórą do dołu i smaż z odrobiną oliwy przez 3 minuty (*smażyłam na patelni grillowej). Przewróć na drugą stronę i smaż jeszcze minutę. W miseczce wymieszaj wszystkie składniki sosu. Na talerzach rozłóż roszponkę, kiełki, dodaj orzechy, winogrona, łososia, całość polej sosem miodowym i pokruszonym serem pleśniowym.

 
Do sałatki zupa czosnkowa i zdrowy obiad w niespełna pół godziny mamy gotowy:) Przepis na zupę zaczerpnęłam również z w/w książki wzbogacając jej smak dodatkowo suszonym czosnkiem niedźwiedzim, uznanym za jedną z najzdrowszych roślin na świecie, a tak bardzo przez nas zapomnianym. Widywaliśmy go często u nas na południu Polski i nawet nie zdawaliśmy sobie sprawy jak cenną jest nowalijką, nie przyjmującą sztucznych nawozów i posiadającą silne właściwości, nawet 7x większe od zwykłego czosnku, odtruwające organizm (więcej na ten temat np. tutaj). Pycha!
Post zamykać będzie również przepis na ciasteczka, tym razem orzechowo-kakaowe z jedną jedyną łyżką mąki:) Przepis ten dostałam od mojej serdecznej koleżanki z pracy Aliny, która podarowała mi również cały zeszyt zbieranych przez lata rodzinnych przepisów na ciasta i ciasteczka, myślę, że ma dobre trzydzieści lat. Jestem jej szalenie wdzięczna za to, że zechciała podzielić się tymi przepisami, zresztą wiedziałam, że tak będzie bo to kobieta Anioł jest:) Marzy mi się aby wypróbować je wszystkie,prawdziwe, stare śląskie przepisy, uwielbiam takie:)
A same ciasteczka to ok. 5 min na odmierzanie i mieszanie składników i max 20 min na pieczenie (wychodzą dwie spore blachy, każda pieczemy ok. 10 min).
Buziaczki
20 dag cukru (dałabym ciut mniej bo są bardzo słodkie)
1/2 kostki masła
12,5 dag mielonych orzechów
1 łyżka kakao
1 łyżka miodu
1 łyżka mąki
Wszystko zagniatamy, schładzamy ew. w lodówce na ok. pół godziny (ja się spieszyłam i pominęłam ten etap:), formujemy malutkie kuleczki, lekko spłaszczamy i pieczemy w temp. ok. 170 stopni przez 10 min.
Trzeba zachowywać odstępy między ciasteczkami bo lubią się rozlewać ale poza tym są bardzo, bardzo dobre:)
 
A na sam koniec wielka niespodzianka dla mnie samej, którą muszę się koniecznie podzielić tutaj na blogu. Okazało się bowiem, że dosłownie "za miedzą":), mam koło siebie sklepik, w którym na własne oczy mogę podziwiać ceramikę Ib Laursen czy Green Gate, do której wzdycha niejedna z nas:) Zaglądałam dotychczas do sklepów internetowych po całej Polsce tymczasem "za płotem" na bielonych deskach ślicznego sklepiku piętrzą się pastelowe kubeczki, patery, łyżeczki, fartuszki, emaliowane chlebaki, materiały do szycia Tild i związane z nimi książki, pledy, poduszki, gałki i cała masa cudnej urody dodatków do domu. Zresztą spójrzcie sami:)
 

Kilka dni temu znalazła mnie w sieci dziewczyna, z którą jak się później okazało poznałyśmy się wiele lat temu lecz kontakt nam się urwał, i która prowadzi absolutnie zachwycający sklepik Pretty Home mający swój showroom u siebie na podwórku!
 
  Byłam tam, widziałam, macałam wszystko i nie byłam w stanie spokojnie wyjść:)
  Ten przesiewacz musiałam mieć, zagarnęłam również piękny fartuszek, o którym innym razem bo szykuję się na nadchodzące wielkimi krokami warsztaty w Cieszynie:)
To tyle na dziś, zachęcam serdecznie do upieczenia ciasteczek i odwiedzenia Magdy oraz jej sklepiku PRETTY HOME klik i do następnego!




poniedziałek, 10 marca 2014

Mamo, nudzi mi się!

Paradoksalnie najwięcej czasu mamy dla dzieci kiedy .... chorują :( I to chyba jedyny pozytywny aspekt chorób wszelakich, głównie przyniesionych ze środowiska przedszkolnego, które tuż u progu wiosny systematycznie co roku przechodzi nasz Franek. Tym razem mieliśmy dla siebie pełne dwa tygodnie, które staraliśmy się spędzić w miarę twórczo i atrakcyjnie, oczywiście w domu bo o wyjściu gdziekolwiek nie było mowy :( Zazwyczaj już po paru dniach chorowania Franek odzyskuje siły i zaczyna marudzić z nudów stąd powstało co następuje :) 
 Szalenie proste w swojej formie żaglowce..
 ze skorupek orzechów włoskich, wykałaczek, plasteliny i resztek materiałów powstała cała flota, która dopłynęła nawet do najdalszych zakątków wanny:)
 
A owe żaglowce stworzyliśmy pod wpływem serii filmów edukacyjnych dla dzieci, które myślę są Wam znane, przynajmniej jeden z nich:) Pamiętacie ze swojego dzieciństwa Było sobie życie? Ja do dziś pamiętam żyły pełne chodzących ludzików - czerwonych krwinek z transportem banieczek tlenu na plecach, dłuuuugo wierzyłam w to, że tak właśnie jest w moim organizmie:)
Jeśli chodzi o bajki i filmy dla dzieci to póki co mamy nad tym pełną kontrolę i od zawsze staraliśmy się w domu oglądać bajki, które wniosą coś pozytywnego w świat naszego dziecka, pobudzą go do twórczego myślenia i działania. Zdaję sobie sprawę, że brzmi to zbyt idealistycznie ale w tej kwestii tak właśnie robimy (w innych aspektach wychowawczych ponosimy czasem małe porażki:( Na szczęście nasze dziecko nie jest uzależnione ani od tv ani od gier komputerowych a bajki, które chciałabym Wam polecić naprawdę uwielbia, zresztą my też:)
No więc wspomniane żaglowce to spontan po obejrzeniu serii filmów pt. Byli sobie podróżnicy (wszystkie autorstwa Alberta Barille), traktującej o małych i wielkich odkryciach geograficznych, począwszy od pierwszych żeglarzy, Wikingów i skończywszy na współczesnych nam podróżnikach.
 
Pozostając pod wrażeniem podróżników przemierzających najdalsze zakątki Ziemi oglądamy na Mapach jak mogły wyglądać ich wyprawy. Koło tego albumu przechodziłam wielokrotnie zastanawiając się nad jego zakupem ale po recenzji Izy z Domowego Zakątka nie miałam już wątpliwości. Mapy, autorstwa Aleksandry i Daniela Mizielińskich są nie tylko pięknie wydane ale mają też ciekawe opisy i wyjątkowe rysunki, które zachęcają dzieci do czytania i oglądania.
 
Dowiemy się z nich min tego gdzie na świecie pije się słoną herbatę z mlekiem, gdzie mężczyźni farbują włosy na jaskrawoczerwony kolor :), gdzie znajduje się odcięte od świata i niezbadane dotąd jezioro itd. itp.:) Generalnie naprawdę wyjątkowy album dla dzieci, w którym oprócz podstawowych informacji geograficznych znajdziemy również masę ciekawostek.  
 
Wracając do tematu, dla chłopców (a może i dziewczynek:) interesujących się kosmosem mamy Był sobie kosmos:) I choć Franek patrzy w ekran jak zaczarowany mam przeczucie, że temat jest jeszcze dla niego za trudny. To seria bajek dla nieco starszych dzieci, tak mi się przynajmniej wydaje:)
I moja własna, prywatna retrospekcja w czasy dzieciństwa ale i najulubieńsze jak na razie filmy Franka to rzecz jasna Było sobie życie:), które zaraz po Dzieciach z Bullerbyn zajmują zaszczytne miejsce w naszych  domowych zbiorach dvd:) To takie must have jeśli chodzi o filmy dla dzieci :)
To niewiarygodne w jak przystępny sposób autorowi filmów udało się przedstawić funkcjonowanie organizmu ludzkiego jeśli 6 latek w pełni rozumie zachodzące w nim procesy. Dwa dni temu podczas moich kolejnych eksperymentów kulinarnych (w następnym poście być może więcej na ten temat:) po raz pierwszy w życiu przecięłam pod skosem opuszek palca tak głęboko, że miałam wrażenie, iż doszłam do samej kości. Brudny z mięsa nóż wszedł w palec jak w masło... Wiedziałam, że rana jest głęboka ale nie sądziłam, że będzie krwawić tak długo bo aż dobę ... ale nie o tym rzecz będzie tylko o reakcji Franka na to zdarzenie. Tuż po przecięciu bał się czy nie pojawi się tężec i pocieszał, że mam się nie martwić bo moje białe krwinki na pewno poradzą sobie z zarazkami. W całej tej niewątpliwie zagmatwanej sytuacji z Kalinką przyczepioną do kostek, krwią lejącą się strugą na kuchenny blat i Frankiem wyjaśniającym mi proces reakcji obronnych organizmu, byłam naprawdę pod jego wielkim wrażeniem:) 
 
Zachęcam gorąco do obejrzenia tych serii filmów i choć jedyną wadą jest ich cena na pewno pozostawią w małych główkach dzieci o wiele więcej przydatnych informacji niż niejedna bajka o niczym. Co więcej, do filmów powyżej można dokupić również gry planszowe, posiadamy i polecamy Było sobie życie :)
O ile aktualnie mamy problem ze spokojnym zagraniem od początku do końca choć jednej gry planszowej bo Kalina jak mały odkurzacz jest wszędzie, o tyle w ramach małej reorganizacji naszego rodzinnego czasu ustaliliśmy, że w każdą sobotę wieczorem zrobimy sobie mały seans filmowy z Frankiem. Wygląda to tak, że Franek przygotowuje sam bilety do "kina", sam wybiera bajkę lub film z dostępnych w domu, ja zajmuje się popcornem:), Tata kąpie Kalinkę, usypiamy ją i zasiadamy tylko z Frankiem przed ekranem. Oczywiście są dni kiedy z różnych przyczyn plan nie działa ale mam poczucie, że Frankowi odkąd narodziła się Kalina brakowało tych chwil tylko z nami. Piszę o tym, bo od pewnego czasu szukam pomysłów na usprawnienie rodzinnego życia, a dokładniej na lepsze zarządzanie czasem, który uciekał gdzieś przez palce. Chciałabym napisać kiedyś o tym więcej bo to absolutnie temat rzeka, a wszyscy nasi znajomi, którzy mają dzieci borykają się z problemem braku czasu. Chętnie też poczytam jak to jest u Was, jak radzicie sobie z podziałem obowiązków, wspólnym spędzaniem czasu itd. Do tej pory dzięki Izie z Domowego Zakątka (która na pewno dla wielu z nas jest niedoścignionym wzorem Mamy z niekończącą się energią, głową pełną pomysłów i ogromnymi pokładami cierpliwości), trafiłam na blog Mądra Miłość, który dał mi wiele do myślenia. To blog, gdzie nie ma za dużo psychologicznej teorii (której w dużej mierze nigdy nie rozumiałam:) za to jest wiele praktycznych przykładów jak radzić sobie z codziennymi problemami. To tak bardzo ogólnikowo, polecam się wczytać, mnie Marta wciągnęła, na całego:) Za co jej serdecznie dziękuję bo kilka jej pomysłów w sprawach planowania i przemyślanej organizacji dnia, tygodnia, miesiąca już przetestowałam i zadziałały:)
A teraz coś do poczytania dla dzieci, takich jak Franek, który składa sylaby i jest o krok od  samodzielnego czytania. Czytamy mu bajki od zawsze, przeważnie wieczorem, zaczęliśmy od baśni, później była fascynacja przygodami Franklina, Muminków z Buką, której się naprawdę bał :(, Bolkiem i Lolkiem, Krecikiem czy nawet kontrowersyjnym Koszmarnym Karolkiem. O reszcie bajeczek i opowiadań już nawet nie wspomnę bo nie sposób ich wymienić. Ale do nauki samodzielnego czytania polecam serię książeczek, której tylko niewielką część dziś pokażę. Okazała się bowiem najbardziej skuteczna.
 
Książeczki z serii Czytam sobie, wyd. Egmont, oferują nam trzy poziomowy program nauki czytania dla dzieci. Każdy poziom to rzecz jasna inny stopień trudności, w poziomie nr 1 mamy np. krótkie zdania, ćwiczenia głoskowania i od 150-200 wyrazów w tekście, poziom np. 3 to już od 2500-3000 słów czy alfabetyczny słownik trudnych wyrazów. Przetestowaliśmy na Franku i polecamy z czystym sumieniem:) .
 
 Bardzo motywująco na dziecko działają naklejki i dyplom sukcesu, które znajdują się na ostatnich stronach książeczek - to taka namacalna nagroda za trud poniesiony w składaniu bardzo przecież trudnych liter:)
A i rysować czy malować lubimy kiedy sporo czasu trzeba spędzić w domu. Nie wszystkie jednak dzieci przepadają za rysowaniem, szczególnie chłopcy i powiem trochę przekornie, że im się nie dziwię jeśli owo rysowanie ma się ograniczać jedynie do kolorowania gotowych już kontur rysunku. Może i ćwiczą dzięki temu swoje zdolności manualne ale co poza tym? Osobiście nie lubię zadań typu: pokoloruj obrazek :( Co innego jeśli oprócz bawienia się kolorem trzeba jeszcze trochę pomyśleć i mieć z tego niezłą zabawę! Takie ćwiczenia, którymi jesteśmy ZACHWYCENI oferują książeczki z serii Myślanki, wyd. Ośrodek Twórczej Edukacji Kangur.
Książkę tą Franek dostał od mojej przyjaciółki już ponad rok temu, do dziś do niej wracamy, wykorzystujemy pomysły na nowo i zamawiamy kolejne. Dlaczego są takie dobre? Bo dzięki świetnie opracowanym ćwiczeniom zachęcają do myślenia, bo zamiast "tylko" kolorować czasem musimy coś dolepić, coś wyciąć, zrobić dziurę by zobaczyć swój pokój z innej perspektywy, pomyśleć czym mogą być sofy, łóżka i kanapy w naszym domu (zdjęcie poniżej) i nazwać je, o czym teraz mogą rozmawiać nasze buty w szafie, itd. Te ćwiczenia aż się chce wykonywać razem z dzieckiem i zapewniam, że nie jest to ukryty w poście tzw. product placement :) Te książeczki nie potrzebują marketingowej reklamy:)   
Prace Franka, te mniej i bardziej udane :) zbieram do teczek ku pamięci jego samego i potomnych ale i zawieszamy je sobie na ścinach tworząc małe wystawy, które od czasu do czasu zmieniamy. Ta poniżej jest tylko tymczasowa, planuję jeszcze dokupić kilka ramek w innym kolorze niż białe ale to dopiero po malowaniu ścian, do których zabieramy się już od kilku ładnych lat:)
 Uwielbiam ten rysunek :)
Od czasu do czasu bawimy się różnymi masami plastycznymi, popularnymi plasto - ciasto, piankami, zwykłą plasteliną czy masą solną. Ostatnio ciekawe masy plastyczne miała w swej ofercie Biedronka, powstały poniższe zwierzątka i nasza rodzina z Kalinką z butelką:) Zbieramy te wszystkie manualne wytwory dziecięcej wyobraźni do pudeł, koszyków, segregatorów i powoli już brak na to wszystko miejsca, a Franek dopiero w zerówce...
 
 
Nie przytłaczając już tym przydługawym postem dla wszystkich szukających inspiracji jak fajnie bawić  się z dziećmi w domu, polecam link do strony Moje dzieci kreatywnie, który też został mi zresztą polecony:). Mnóstwo pomysłów do wykorzystania w domu, kiedy być może już brak nam twórczej inicjatywy, a przyznaję szczerze, że są takie dni i wówczas mam wrażenie, że nic mądrego już nie wymyślę. Dobrze, że mamy blogi i wyjątkowych ludzi, którzy chcą dzielić się swoimi pomysłami :) Jeśli znacie linki do podobnej tematyki dzisiejszego posta, będę wdzięczna za podpowiedzi.
Do następnego! Kulinarnie będzie:)
Magda