Obserwatorzy

czwartek, 26 maja 2011

No to się chwalę:)

Ponad tydzień zbierałam myśli aby w miarę przystępny sposób opisać największe (nie licząc przeprowadzki) wnętrzarskie wydarzenie dotyczące naszego domu. Jednak po pojawieniu się posta u Asi z Green Canoe czuję swego rodzaju wewnętrzne przyzwolenie na podzielnie się tymi wszystkimi emocjami, które dane nam było doświadczyć w ubiegły weekend. A więc chwalę się - mieliśmy przyjemność wziąć udział w sesji zdjęciowej do Werandy Country:) 
Wiele na ten temat świetnie napisała już u siebie na blogu Asia, ja jedynie postaram się opisać sesję z naszej perspektywy.
O planowanej sesji w naszym domu dowiedzieliśmy się kilka tygodni temu właśnie za pośrednictwem Asi, która kiedyś znalazła nasz dziennik budowy na forum Muratora. Jeśli ktokolwiek kiedyś czytał mój post powitalny pamięta, że w nim wspominałam o osobie Asi jako tej, która w dużej mierze przyczyniała się do założenia tego bloga i pod której wrażeniem pozostaję do dziś. To Ona koordynowała projekt od początku do końca. Sama sesja była dla mnie podwójnym wydarzeniem - z jednej strony wielka nobilitacja dla nas jako właścicieli domu, który ma się ukazać w owym magazynie a z drugiej strony - spotkanie z Asią - osobą, którą regularnie od 2 lat podczytuję na blogu i czerpię nieustanne inspiracje. Stąd kiedy w końcu ekipa Werandy stanęła u progu naszego domu i kiedy zobaczyłam Asię "na żywo" w kółko zadawałam jej pytania "czy to Ty, naprawdę Ty?" piszcząc przy tym niemiłosiernie:) Nie wiem co Asia sobie wówczas myślała po moich okrzykach zachwytu ale była uświadomiona już wcześniej aby wziąć na mnie poprawkę:) Asia przyjechała do nas ze swoim mężem Pawłem i synkiem Leosiem oraz z fotografem Rafałem, z którym był jego syn Filip.
Nie wiem jak umiejętnie ubrać w słowa wrażenia z owego spotkania ale jedno jest pewne - tak profesjonalnie zgranej ekipy i tak wybitnego fotografa nie mieliśmy okazji spotkać nigdy dotąd. To co robił Rafał, jak obserwował nasz dom, każdy jego detal, nas samych, przeszło moje najśmielsze oczekiwania - nie śmiałam zaglądać takiemu mistrzowi przez ramię ale te ujęcia, które widziałam w laptopie powaliły mnie na kolana. Zdjęcia wyszły przepiękne, klimatyczne, bajkowe.....Na niektórych ujęciach nie byłam już nawet pewna czy to aby nasz dom jest fotografowany! Asia umiejętnie stylizowała wnętrza, w kilka sekund potrafiła dobrać dodatki, była prawą ręką Rafała i jednocześnie cały czas była z nami, z dziećmi, które świetnie się ze sobą bawiły. Nasi Panowie znaleźli wspólny język, ja z Asią rozmawiałyśmy jakbyśmy znały się od lat, atmosfera sesji była cudowna, było domowo, swojsko, radośnie i energetyzująco mimo, że cała ekipa już od tygodnia była w trasie i miała prawo czuć się po prostu zmęczona. Sesja zakończyła się w późnych godzinach wieczornych, Rafał jako ostatni spakował swój sprzęt i około północy wyjechał do Warszawy a my.......my z Tomkiem usiedliśmy na tarasie, otworzyliśmy butelkę wina i uśmiechnęliśmy się do siebie nie mówiąc już nic. Oboje wiedzieliśmy, że było bosko, że warto było podjąć ten trud bo tak jak pisze Asia sesja to bardzo ciężka praca dla wszystkich stron, to nie byle jakie pstrykanie fotek talerzyków i krzesełek.......To tygodnie spędzone przez nas na szukaniu i dobieraniu najróżniejszych dodatków (nie wspomnę już o gruntownym sprzątaniu całego domu:), poprawianiu tego co już dawno miało być naprawione! - i tutaj nie omieszkam dodać, że taka sesja to niezła mobilizacja by nadrobić wszelakie zaległości w pracach domowych bo przecież.....wstyd, wstyd ogromny gdyby tak szacowni goście ujrzeli niewypielone grządki czy odstającą listwę przypodłogową:)
Tak na poważnie, dostałam skrzydeł na których momentalnie mogłabym odlecieć! Jesteśmy tak pozytywnie naładowani jak nie byliśmy chyba od narodzin Franka. Asia i Rafał okazali się nie tylko znakomitymi profesjonalistami w swojej dziedzinie ale przede wszystkim ciepłymi, życzliwymi i radosnymi ludźmi. Nie wiem jak Asia to robi ale posiada wrodzoną chyba zdolność zarażania pozytywną energią wszystkich, których ma w swoim zasięgu pozostając jednocześnie bardzo wiarygodną osobą.
Wiem, że post jest chaotyczny ale to wskutek natłoku myśli i emocji, które jak widać nadal nie maleją:)
Jednym słowem cieszymy się, bardzo, bardzo, bardzo że zostaliśmy zaproszeni do pokazania swoich wnętrz w jednym z moich ulubionych magazynów, o czym nigdy nawet bym nie śmiała pomarzyć. 
Dziękujemy zatem za zaproszenie, za rewelacyjną sesję, naładowanie akumulatorów na przynajmniej kolejny rok!, za ciepłe słowa i zwykłą ludzką życzliwość! Dziękujemy Wam!
ufff.....przypomniało mi się jeszcze coś - kiedy częstowaliśmy naszych Gości domowej roboty żurkiem zapiekanym w chlebie Asia co chwilę zachwalała jego walory. Na to ja natychmiast na jednym wydechu proponuję Asi ów przepis - na to Asia na drugim wydechu: "Ależ Madziu, ty mi go po prostu znowu zrobisz":) ..... na tym kończę bo obawiam się, że nie przestanę dziś pisać mego monologu:)
Poniżej jedyne fotki jakie udało nam się zrobić w trakcie sesji!
Ale było cudnie!
Nie wiemy jeszcze kiedy materiał o nas się ukaże, czekamy cierpliwie:)

sobota, 21 maja 2011

Dekoracje tu i ówdzie:)

Dziś post zupełnie bez tematu -  w domu i na tarasie powstało kilka nowych dekoracji:
nowe poszewki na poduszki mojego autorstwa ale uszyte przez panią Nelę
woreczki - zawieszki z suszoną lawendą 
 przedpokój - suszona hortensja
zegar w kuchni
na tarasie - z ciasteczkami owsianymi, przepis od dorotus
zazdrostka w sypialni
i dzisiejsze świeże truskawy:)
Zrobiłam także syrop z młodych pędów sosenek rosnących na naszym ogrodzie, mam nadzieję, że dotrwa do zimy:)

To tyle na dziś, żegnam się w baaardzo pozytywnym nastroju po wczorajszym dniu, z którego szczegółów zdradzić jeszcze nie mogę a emocje nadal są ogromne!
Pozdrawiam

niedziela, 15 maja 2011

Majowo - ogrodowo

Brak mej aktywności w blogowaniu mogę usprawiedliwić tylko jednym - całkowitym brakiem wolnego czasu, a jeśli takowy w ogóle istnieje jest pochłaniany przez prace wokół domu, głównie w ogrodzie. Obserwując aktualny szał ogrodowy, w którym sama z dziką przyjemnością uczestniczę dochodzę do wniosku, że nie jestem w stanie się kontrolować kiedy przychodzi do zakupu roślin, które teraz w maju są chyba najpiękniejsze. Może macie ten sam problem ale ja tracę całkowicie resztki zdrowego rozsądku (i portfela) w szkółkach i centrach ogrodniczych a szczególnie tutaj. Od tego miejsca jestem całkowicie uzależniona i wcale nie zamierzam się z tego leczyć:) Zaopatrujemy się tam głównie w byliny, które mają docelowo pokryć większą część naszego skromnego ogrodu. Póki co kilka fotek z tego co ostatnimi czasy zagościło na naszej ziemi:
Gospodaruję rabatę do miejsca gdzie panuje półcień, to północna strona naszego domu a więc sadzę dąbrówkę rozłogową,za nią rosną maleńkie jeszcze zawilce i bodziszki. Te ostatnie wespół z dąbrówką mają okryć całą rabatę zamiast trawnika.Pomysł na tą rabatę jak i na rabatkę funkiami zaczerpnęłam z książek  autorstwa Mai Popielarskiej znanej z programu "Maja w ogrodzie". Rabatka jest nowa a więc wydaje się trochę "goła":(
Bodziszki
Kolejna rabata do półcienia - pierisy, funkie, tojad, który lada dzień zakwitnie na niebiesko oraz bardzo ekspansywna jasnota plamista. W półcieniu rośliny są zawsze nieco spóźnione. Rabata ma 2 lata
Serduszka i żurawki również do półcienia
Posadziliśmy także jabłoń ozdobną Winter Gold o pomarańczowo-żółtych ozdobnych jabłuszkach, które mogą pozostać na drzewku do zimy i być niewątpliwą ozdobą ogrodu choć ja już wiem, że jabłuszka znajdą się przede wszystkim w jesiennych wiankach:)
W koszykach na parapetach rośnie ponad trzydzieści pelargonii do których mam ogromny sentyment i nie wyobrażam sobie naszego domu latem bez nich:) Co roku sadziłam czerwone, w tym spróbowałam odcieni maliny i różu; dziś tylko migawki, kolejnym razem mam nadzieję, będą już mocno rozrośnięte.
 polne kwiaty
bratki nadal kwitną jak oszalałe, podobnie z rododendronami i hortensjami, których kwiaty są ogromne
przyszłe truskawki:)
Mamy w końcu także obudowę na kosz na śmieci, który do tej pory straszył swoim wyglądem. Za nim na płocie pnie się niewidoczny na zdjęciu winobluszcz pięciolistkowy bajecznie przebarwiający się na jesień
o świcie:)
Nabyliśmy niedawno podstawę starej maszyny Singer, o której już marzyłam od dawna. Stoi na tarasie. Na niej surfinia i bakopa.
Przed nami w najbliższy weekend jeszcze jedno wyzwanie, chyba najważniejsze jak do tej pory wydarzenie wnętrzarskie (dla mnie również osobiste) dotyczące naszego domu. Nie mogę na razie zdradzić szczegółów ale proszę trzymajcie kciuki! Oczywiście dokładna relacja nastąpi w swoim czasie:)
Dziękuję za wszystkie komentarze, które zostawiacie na blogu!
Pozdrowienia i do następnego!