Obserwatorzy

wtorek, 18 listopada 2014

Mebelki po Franku

Dziś tylko krótka notka, mam do odsprzedania mebelki po Franku, Ikea, seria Leksvik, lite drewno, w bardzo dobrym stanie, do kupienia razem jako komplet lub osobno. W skład kompletu wchodzą:
dwa regały (te na zdjęciu obok siebie, jeden z nich z zamykanymi szafkami na dole) -
Szerokość: 93 cm
Głębokość: 32 cm
Wysokość: 198 cm
Obciążenie półki: 35 kg
oraz
 szafę na ubrania - z drążkiem i pakowną szufladą.
Głębokość: 50 cm Szerokość: 80 cm
Wysokość: 185 cm
Łączna cena kompletu trzech mebli: 1000zł (lub osobno do negocjacji:)
 
 
 Odsprzedam również po niskiej cenie zasłonki Ikea widoczne na zdjęciu i wieszak do kompletu z tym samym motywem co na zasłonkach widoczny na ostatnim zdjęciu (tam gdzie wisi szlafroczek:)
Chętnych proszę o kontakt na maila: madzia_wrobel@o2.pl
Pozdrawiam w ferworze remontu pokoju Kalinki!
Magda

środa, 12 listopada 2014

Życie, po prostu

 Miło mi poinformować, że dziś w najnowszym, świątecznym wydaniu Mojego Mieszkania ukazał się materiał z nami i naszym domem w bożonarodzeniowych klimatach:) Zdjęcia autorstwa Asi z Green Canoe, nad którymi pracowałyśmy w środku lata tego roku. Dziękuję ogromnie za fajną przygodę jaką jest sesja i współpraca z magazynem!
 
 Przy okazji - dostarczyłam także "świeże" książki do księgarń, o których wspominałam w zeszłym roku tutaj klik. Są także dostępne w sklepie internetowym w prawym bocznym pasku bloga. Zapraszam!
Październik jak zawsze miał być piękny - w jesiennych klimatach, w ogrodzie pełnym dyni, w cudnej zazwyczaj jeszcze pogodzie - w tym czasie obchodzimy już od siedmiu lat urodziny Franka. Wszystko zapowiadało się dobrze ...lecz nie do końca tak było. Ale zanim coś więcej na ten temat kilka urodzinowych fotek, które w tym roku przygotowaliśmy w indiańskich klimatach na życzenie samego Solenizanta:) Najpierw zrobiliśmy zaproszenia w formie tipi, które bardzo przypadły dzieciom do gustu. 
 
Urodziny dla koleżanek i kolegów z klasy Franka po raz pierwszy zorganizowaliśmy w Miejskim Domu Kultury przede wszystkim ze względu na ilość dzieci i fachową oprawę całej imprezy, ja przygotowałam na ową okoliczność tylko wypieki, był więc tort chałwowy, który upiekłam wg przepisu Olgi Smile, z opłatkiem i kolorowymi drażetkami wokół, drobne ciasteczka, ciepłe lody i inne pyszności. Obfitość atrakcji przygotowanych przez prowadzących, niespodzianki, moc emocji jakie dzieci przeżywały (jeśli jesteście z okolic Bielska polecam bez wahania grupę Pozytywka) przyczyniły się do... jak to określił Franek - najlepszych urodzin w Jego życiu:) Fajnie:)     
Były też rzecz jasna urodzinowe muffinki dla grupy małych modelarzy, z którymi Franek bardzo się związał szczególnie po Jego największym życiowym osiągnięciu:w zawodach w Toszku gdzie został II Wicemistrzem Polski modeli latających sterowanych mechanicznie. Jesteśmy pod ogromnym wrażeniem tego co zrobił kiedy wypuszczał w niebo model większy od niego, a osiągnął jeden z najlepszych wyników:) Zresztą był tam najmłodszym zawodnikiem. Ten sukces byłby niemożliwy gdyby nie ogromna pasja Jego nauczyciela i opiekuna grupy, który był kiedyś również nauczycielem Tomka. To wyjątkowy człowiek, rzec by można: takich ludzi już nie ma...
 
A potem zaczął się sezon na dynie, te poniżej to ostatnie zbiory Hokkaido, jak dla mnie najlepszej dyni jaką wyhodowałam. Przede wszystkim jest pyszna, cudnie pomarańczowa, z mięką skórką, którą nie trzeba nawet obierać po upieczeniu, łatwa w uprawie i baaardzo zdrowa. Zaczęłam znów gotować zupy kremy z dużą ilością imbiru, papryki,curry. Dynie (pokrojoną w większe kostki) zawsze najpierw podpiekam na papierze w piekarniku nagrzanym do ok. 180-200 stopni ok. 20min, później w zależności od potrzeb zazwyczaj miksuję na gładko i wykorzystuję pulpę np. do pieczenia muffnek lub ciasteczek, pozostałą pasteryzuję w słoikach na zimię.
Niedawno wypróbowałam przepis na ciasteczka dyniowe  - mięciutkie w środku, lekko korzenne, bardzo długo utrzymujące świeżość. W oryginalnym przepisie podane są z lukrem ale bez niego wydają mi się jeszcze lepsze. Jeśli lubicie ciasto marchewkowe to te ciasteczka przypadną Wam do gustu.

Przepis zaczerpnęłam z Your Homebased Mom.
Składniki podane są w tzw. cups, jedna miarka cup ma 250ml, żeby zaoszczędzić sobie czasu wiecznego przeliczania produktów czy ważenia, a często korzystam z blogów zagranicznych, zakupiłam stosowne miarki, ostatnio fajne do nabycia w moim ulubionym sklepie Duka. Jeśli macie ochotę na te ciasteczka podaję przepis wg cups-filiżanek:

Ciasteczka dyniowe
Składniki
 1 filiżanka masła
pół filiżanki brązowego cukru
pół filiżanki białego cukru
1 filiżanka puree dyniowego
1 jajko
1 łyżeczka ekstraktu waniliowego
2 filiżanki mąki
1 łyżeczka sody
1łyżeczka proszku do pieczenia
1 łyżeczka cynamonu
pół łyżeczki soli
Lukier
3 łyżki masła
pół filiżani brązowego cukru
1/4 filiżanki mleka
2 filiżanki cukru pudru
Utrzyj masło i cukier, dodaj dynię, jajka i wanilię a na koniec resztę składników. Za pomoca łyżeczki uformuj małe "kupeczki" na papierze do pieczenia. Masa jest dosyć klejąca i być może nie uda nam się za każdym razem zrobić idelanie okrągłych ciasteczek ale nie o to tutaj nam chodzi:) Pieczemy ok. 15 min w temp. 180 stopni. Piekłam z teermoobiegiem, ciasteczka ładnie rosną.
Lukier: roztapiamy masło i dodajemy brązowy cukier, mieszamy tak długo aż uzyskamy gładką masę. Dodajemy mleko i cukier puder, miksujemy na gładką masę. Ostudzone ciasteczka smarujemy lukrem i pozostawiamy do wysuszenia. Smacznego!
 Kolejny przepis z dynią w roli głównej zaczerpnęłam z książki "Ciastka i ciasteczka" Beaty Woźniak, muffinki są pyszne:) Zrobiłam wersję lux z polewą czekoladową i maleńkimi dyniami, które ulepiłam z masy marcepanowej. Przepis prosty i szybki:
Muffinki z dynią
Składniki:
50 dag dyni bez skóry
1 szklanka mąki pszennej
1/2 szklanki oleju
2 jajka
4 łyżki cukru pudru
2 łyżki brązowego cukru
1 łyżeczka proszku do pieczenia
1 łyżeczka cynamonu 
1/2 łyżeczki sody oczyszczonej
szczypta soli
Przygotowanie:
Dynię pokroić w kawałki, ułożyć na blasze wyścielonej pergaminem i piec ok. 20-30 min w temp. 180-200 stopni. Wystudzić, zmiksować na puree.
W misce wymieszać mąkę, cukry, proszek do pieczenia, sodę, cynamon i sól. Jajka zmiksować z dynią i olejem, wsypać składniki sypkie i wymieszać. Ciasto przelać do foremek, piec ok. 25 min (do tzw. suchego patyczka), ostudzić. Polecam:)
 
A potem nastał czas napięc, stresu, smutku, strachu i choć prawie wszytsko dobrze się skończyło w głowie pozostały obrazy, ułamki sekund tamtych chwil i oczywista prawda, że co ma być to i tak będzie.U mnie, podobnie jak u mojej mamy wszytsko zaczyna się od snu, pewnego, schematycznego, który powtarza się za każdym razem kiedy dzieje się coś złego. I tym razem tez tak było i gdybym sama tego nie doświadczyła nie uwierzyłabym nikomu kto zapewniałby mnie, że wierzy w sny. Ja wierzę, niestety...
Zdarzyło się wiele nieprzyjemnych sytuacji, najgorsza jednak była ta związana z naszą córeczką. Kalina  upadła tak nieszczesliwe, że głowę miała skręconą w stosunku do tułowia chyba o 180 stopni. Stałam obok niej kiedy to się stało, gdy podniosłam Ją z podłogi nie reagowała na mnie, wisiała mi na rękachach jak roślina, patrzyła w jeden punkt. Nie jestem w stanie opisać co czułam w tym sekundach, wszytskie myśli na raz wypełniały moją głowę, to było najgorsze doświadczenie w moim życiu. Po kilku minutach zaczęła kontaktować, w tym czasie zdążyłam już zadzwonić po pomoc, moje auto po wypadku, Tomek w delegacji, ja sama z dziećmi. Pomogło nam wiele osób, począwszy od samej podróży do szpitala skończywszy na opiece w szpitalu. Jestem im dozgonnie wdzięczna. A samo dotarcie do szpitala jak się okazuje nie jest takie proste: w naszym miejskim szpitalu lekarz pediatra całe badanie Kaliny ograniczył do hasła: AKUKU! i powiedział, że powinniśmy wiedzieć, że z urazami to od razu mamy jechać do kolejnego szpitala. Zapakowaliśmy Kalinę do auta i pojechaliśmy następne 30km do następnego szpitala, tam już nikt nie bawił się z nami w Akuku, zbadano dziecko, zostaliśmy na obserwacji, nic poważnego się Kalinie nie stało. To tylko szybka relacja z tego zdarzenia, faktycznie trwało to dla mnie wieczność i kosztowało sporo nerwów. Ktoś powie: "życie"...... czasem się zastanawiam ile takich i jeszcze trudniejszych sytuacji przede mną....
Obecnie dzieci chorują, mamy w okolicy prawdziwą plagę wirusa, jesteśmy w domu i tworzymy by jakoś przejść ten czas. Wzięliśmy się za masę solną, zabarwiliśmy ją barwnikami spożywczymi na różne kolory i powstały mniej lub bardziej udane prace. Kalinka jest jeszcze na etapie kiedy o ile nie zje tej masy:) o tyle lubi rozcierać ją między palcami lub na blacie.

 Zrobiliśmy głównie koraliki na bransoletki - to będą prezenty bożonarodzeniowe dla dziewczynek w naszej rodzinie, serduszka i inne zawieszki na prezenty, Franek zrobił lampkę do roweru! i świecznik dla Babci:)
 
W masie, która nam została dzieci odcisnęły swoje dłonie, powiesiłam je na ścianie na pamiątkę, na odwrocie widnieje data powstania.
 Od jakiegoś czasu intensywnie korzystam z pomysłów na zabawy typu DIY z dziećmi na przeróżnych blogach, również zagranicznych, np. tutaj wypatrzyłam pomysł na sówki, które oprócz elementu mocowania wstążki w skorupce orzecha są szalenie proste do wykonania, Franek był zachwycony:)
 Przy okazji zrobiliśmy kolebkę z niemowlęciem, którą natychmiast zaopiekowała się Kalina:)
 Jesteśmy już także na etapie robienia kartek świątecznych, które mam nadzieję pokazać za jakiś czas, i choć myślimy już o Adwencie, samych świętach, urodzinach Kaliny, to mam wrażenie, że żyjemy jednak tylko dniem dzisiejszym starając wycisnąć się z niego tyle ile się da bo przecież jutra może już nie być. Brzmi zbyt pesymistycznie...wiem ale realnie. Do następnego zatem! Dziękuję za pamięć!!!
Magda


poniedziałek, 22 września 2014

Jabłeczniki piecze się jesienią:)

 
 "Magda, chcesz jabłek? Jestem w sadzie u rodziców..." dzwoni jak zawsze co roku u schyłku lata moja serdeczna koleżanka. Odpowiadam jak zawsze: "No pewnie!"  Dnia następnego stoi już z olbrzymią skrzynią prawdziwych jabłek u progu naszych drzwi. Nazbierała je sama, przewiozła przez blisko 400km i oddała z uśmiechem na twarzy ... piekę dla Niej jabłecznik:)
 
A właściwie to pieczemy razem z Kaliną, która uwielbia siedzieć w zlewie w kuchni i obserwować swój mały świat wokoło. Robimy jabłeczniki bardzo często, to moje najulubieńsze ciasto zaraz po pierniku:) Uwielbiam cały rytuał ich pieczenia czyli: musi być jesień albo przynajmniej jej zwiastuny (wg mnie to najpiękniejsza pora roku!), wczesny poranek, kiedy mgły unoszą się jeszcze nad ziemią, wyprawa na targ lub posiadanie własnych zbiorów i świeżo zaparzona kawa:) Potem cała przyjemność w zagniataniu ciasta i smażeniu jabłek z cudnym zapachem cynamonu, wanilii czy utłuczonych w moździerzu goździków.
Od kilku lat najczęściej piekę jabłecznik wg przepisu, który kiedyś podarowała mi nasza kuzynka. Zawsze wychodzi, dobrze wyrasta (nie jest to ten typ jabłecznika niziutkiego na kruchym spodzie lecz bardziej puszysty:). Długo też pozostaje świeży i jest po prostu pyszny.
Jabłecznik
1/2 kostki margaryny
2 szklanki mąki
1/2 szklanki cukru
1/2 szklanki śmietany, kefiru lub kwaśnego mleka
2 jajka
2łyżeczki proszku do pieczenia
cukier waniliowy

Jabłka: potrzebujemy ok 1kg jabłek, obranych i pokrojonych w ćwiartki. Smażę je na ok. 2 łyżkach masła aż będą miękkie z dodatkiem ok. pół szklanki cukru (używam brązowego),1 łyżeczki cynamonu, sporą szczyptą gałki muszkatołowej lub goździków.

Ciasto: zmiksować jajka, cukier, margarynę. Dodać mąkę, proszek i kwaśne mleko. Trochę ciasta zostawić, dodać ok. pół szklanki mleka. Wyłożyć ciasto na blachę, posypać ew. 2 łyżkami bułki tartej, ułożyć owoce i polać odłożonym ciastem.
Piec ok. 50 min w temp. 180 stopni (piekę z termoobiegiem). Polecam!
Kolejne przepisy na jabłeczniki wypróbowuję ze świeżo zakupionej, najnowszej książki Elizy Mórawskiej "O jabłkach", w której posiadanie weszłam dzięki w/w kuzynce, tej od prezentowanego jabłecznika:) Autorka książki, którą jak mniemam znają już chyba wszyscy z Jej bloga White Plate sprzedaje swoją książkę głównie przez internet, a na Śląsku jest dostępna jedynie w księgarni Orbita w Rybniku - najlepszej księgarni jaką znam, mają tam chyba wszystko łącznie z profesjonalną obsługą:) Ale wracając do jabłek, książka jest absolutnie cudowna, zresztą spodziewałam się tego znając lekkie pióro Liski i jej przepisy, a nade wszystko zdjęcia, lekko mroczne, nostalgiczne, retro. Ostatni przepis w tej książce jest właśnie na szarlotkę, z tym, że bardzo niską, na kruchym spodzie z posypką na wierzchu - zjadłam ją prawie sama....proszę nie komentujcie tego:)
Jeśli zastanawiacie się nad zakupem książki, polecam! "Przerabiam" stroną po stronie, zrobiłam już większość potraw, zaskakujące jest dla mnie to, że choć zrobione z prostych składników smakują wybornie. Wczoraj na obiad: zapiekanka z jabłek, ziemniaków i sera pleśniowego - musiałam zrobić z podwójnej porcji -BOSKA!


Podobnie rzecz się ma z np. zupą dyniową. Przygotowywałam już dziesiątki jej wersji ale nigdy z jabłkami. W przepisie Liski warzywa na zupę, czyli dynię (ja mam swoja Hokkaido), cebule, czosnek, ziemniaki i jabłka pieczemy w piekarniku z odrobiną oleju dyniowego, potem miksujemy. Zupę robiłam z zamiarem dwudniowego obiadu, nie dotrwała nawet do wieczora....
Posiadam również poprzednią książkę Elizy, czyli "Słodkie". Zakupiłam ją dopiero jak wyszła mniejsza, tańsza wersja pierwowzoru, który wg mnie był zdecydowanie za drogi w stosunku do niewielkiej ilości przepisów w nim zawartych. Podobnie jak w przypadku pozycji "O jabłkach" książka warta posiadania, rewelacyjne przepisy do zrobienia w każdej kuchni bez większych zdolności kulinarnych, to co na zdjęciach poniżej to wersja z malinami i bez. Pychaaaaaaaaaa, oczywiście najlepsza jeszcze na ciepło!

Przepis na masę jabłkową to tych jabłeczników wykorzystuję również na robienie jabłkowych przetworów na zimę. Zamykam masę w słoiki i pasteryzuję ok. 15 min. Mam w ten sposób gotowe jabłka przesmażone z przyprawami do wyłożenia na ciasto w samym środku zimy:) To maksymalnie skróci czas przygotowania takiej szarlotki do 20 min:)
Na koniec mam jeszcze osobistą prośbę do Dziewczyn, które robią przetwory, a które zechciały by się podzielić przepisami. Poszukuję sprawdzonych przepisów na przetworzenie dyni, robię zupy, piekę ciasta ale nie mam doświadczenia w zaprawianiu dyni, będę wdzięczna:)
Dobrej nocy i do następnego!


środa, 10 września 2014

Kolejna sesja z Asią:)

Dziś obiecane fotki z drugiej sesji zdjęciowej z Asią. Tydzień po klimatach bożonarodzeniowych przygotowałam dom do kolejnych ujęć, tym razem tzw. bez tematu:) 
Stąd bez zbędnego rozpisywania się (większość z odwiedzających stronę na pewno zna nasze kąty) przedstawiam co następuje: 
zaczęłyśmy od salooonu:)
 
 To już nasza czwarta sesja, tym razem również do Mojego Mieszkania, od poprzednich niewiele się w naszym domu zmieniło poza małą galerią prac naszego Franka, która wisi na głównej ścianie w salonie.
 
Później przeniosłyśmy się do kuchni -tutaj miałam zamiar pokazać nowe lniane zasłonki, które uszyła mi jak już wspominałam przy poprzednim poście - Marta z Meis Ideis. Nie potrafię jednak zrobić dobrego zdjęcia okna stąd zasłonki nie są dobrze widoczne ale są absolutnie przepiękne. Z dwukolorowego lnu cieniutkiego jak pielucha, wiązane na troczki, dziękuję raz jeszcze Marta!
 
 
 
 
No i nasz ukochany byfyj:)
 
 
 Ta dekoracja wisi nad kuchenką
 Punktem kulminacyjnym spotkania była zupa dyniowa:)
 
 
Sypialnia - tutaj również bez większych zmian:)
 
 
Łazienka
 
Przedpokój
  Wiatrołap - pomalowaliśmy na biało szafę zakopiańską (a właściwie pomalował nam ją "nasz" Piotr stolarz:) ponieważ z biegiem czasu brzydko zżółkła i choć uwielbiam naturalny kolor drewna, do tego pomieszczenia bez okien nie pasowała, było po prostu bardzo, bardzo ponuro....
 Wydaje mi się, że w bieli z zachowanymi rzeźbieniami wygląda o wiele korzystniej
 Tak sentymentalnie trochę - pierwsze, wysłużone buciki Franka....
Wejście do nowego pokoju Franka - przed urodzeniem Kaliny miałam tutaj swój tzw. gabinet, z książkami, komputerem i stosem domowych przydasiów.
Obecnie w tym małym pokoju, ma ok. 7m2 urzęduje nasz Franek, który na okoliczność rozpoczęcia edukacji w szkole doczekał się w końcu swojego pokoju. W tym miejscu muszę nadmienić, że cały ciężar remontu tego pomieszczenia wziął na siebie Tomek, który przez pół roku w chwilach wolnych gipsował, malował ściany, tapetował, szlifował i przecierał na biało deski - zarówno na ścianach jak i na suficie, skręcał, montował lampy, słuchał moich narzekań i poganiania:) Musieliśmy też zmienić ogrzewanie podłogowe na grzejnik, który wisi pod oknem.
 W związku z brakiem miejsca jedynym wygodnym rozwiązaniem w pokoju naszego pierwszaka było widoczne na zdjęciu łóżko piętrowe. Pierwotnie chcieliśmy zlecić jego wykonanie fachowcowi ale po zaproponowanej cenie szybko zrezygnowaliśmy. W międzyczasie okazało się, że nasz znajomy ma do oddania łóżko piętrowe, sosnowe i to dokładnie o takich wymiarach jakie potrzebujemy. Łóżko przemalowaliśmy, a pod spodem urządziliśmy Frankowi szafę, w której pomieściły się nie tylko jego ubrania, buty i plecaki ale również zabawki. Szafa zamykana jest na drzwi przesuwne, ma dwa skrzydła pomalowane farbą tablicową a na dwóch naklejono mapę świata i białą folię przystosowaną do mazaków suchościeralnych.
 Tak wygląd miejsce spania na samej górze:) Jest tam bardzo przytulnie i generalnie wszystkie spotkania kolegów i koleżanek Franka zawsze odbywają się "na wysokościach":)
Po lewej stronie od tablicy wiszą przybory do pisania, mazaki, kredy ale i nożyczki, kleje itd. i worek na buty, który uszyłam już kilka dobrych lat temu - teraz do kompletu uszyłam z tego samego materiału niby zazdrostkę na okno:)
 
 
 
 
 
Po prawej stronie okna, we wnęce stoi wysoki słupek szafek również zaprojektowanych przez Tomka. Płyty meblowe zamówiliśmy w internecie, przyszły w idealnym stanie, solidnie wykonane na wymiar. Szafa mieści książki i przybory szkolne Franka, na samej górze modele samolotów, które nigdzie indziej się już nie mieszczą:( 
 To już ostatnie godziny pracy u nas, ściskam Cię mocno Asia i dziękuję za wszystko!
 Myślę, że to już nasza finalna "sesyjna" przygoda w tym roku:) 
Pozdrawiam ciepło i do następnego! 
O jabłkach będzie:)