Obserwatorzy

sobota, 29 stycznia 2011

Papućków cd:)

Wciąż je dziergam i wciąż nie nadążam z zamówieniami....
Dziś kolejne pary, które pójdą w świat:)
Pozdrawiam ciepło.


niedziela, 23 stycznia 2011

Nigdy nie mów "nigdy"...

Kilkanaście lat temu po raz pierwszy i ostatni  miałam na sobie narty. Po kolejnych nieudolnych próbach jazdy zaniechałam wszelkie wysiłki w tym kierunku i rzecz jasna miałam ich już nigdy! ich nie założyć. Tymczasem jeszcze kilka dni temu zjeżdżałam sobie bez większych trudności  z wysokości 1600m i śmigałam po alpejskich stokach:) To mój Mały -Wielki sukces, który osiągnęłam dzięki uporowi pewnych OSÓB, bez których po dzień dzisiejszy siedziałabym pewnie w schronisku przy kubku ciepłej herbaty czekając aż reszta skończy jeździć i gdzieś po cichu im zazdrościć. Dziękuję Wam ogromnie!!!
Ale nie o fascynacji nartami chciałam dziś napisać (choć będzie trudno mi nie powracać do tego tematu bo bakcyla połknęłam na pewno!) lecz o uroczym miasteczku Lofer niedaleko Salzburga, w którym mieliśmy okazję trochę pobyć. Piękne, malowniczo położone, przyjazne turystom a zwłaszcza rodzinom z dziećmi. To miejscowość, która jeszcze zachowała klimat z początku czasów narciarstwa. Niekończące się trasy narciarskie z bardzo dużym akcentem na odcinki przystosowane właśnie do nauki jazdy, szczególnie dla dzieci, w pełni profesjonalna kadra instruktorów i co dla mnie ma duże znaczenie - brak turystycznego zgiełku. W Lofer brak dużych hoteli, supermarketów, fast food'ów. W zamian małe pensjonaty, lokalne sklepiki, kapliczki. Jesteśmy pewni, że tam wrócimy:)
Zamieszczam kilka fotek z dekoracjami domów, te na zewnątrz, jeszcze w klimacie świątecznym. Tak sobie teraz myślę - czy u nas dekoracje przed domem nieogrodzonym pozostałyby na swoim miejscu chociaż do Sylwestra...?



Kończąc temat Austrii - przywiozłam sobie takie cuś:) Będzie to docelowo kwietnik, który postawię przed domem i posadzę sezonowe kwiecie. Póki co trzymam w nim włóczkę bo sztrykowanie też jeszcze mi nie przeszło:)

Do następnego!

poniedziałek, 10 stycznia 2011

Lato 2010


Ratuj Maluchy!

Przyłączamy się do akcji zbierania podpisów popierających zmianę ustawy o systemie oświaty, a w szczególności zniesienie obowiązku szkolnego sześciolatków.
Konkretne i rzetelne informacje można znaleźć TUTAJ  i TUTAJ, zachęcam gorąco Wszystkich do składania podpisów, jest duża szansa, że dzięki temu projektowi obywatelskiemu nasze Dzieci nie staną się ofiarami kolejnej wadliwej ustawy.
Sama będąc nauczycielem nie zdawałam sobie sprawy ze szkodliwości jakie niesie ze sobą ustawa z 2009 (naprawdę interesujące szczegóły w podanych linkach) dopóki nie zapoznałam się bliżej z tematem. Obniżenie wieku realizacji obowiązku szkolnego do lat sześciu (a w niektórych przypadkach praktycznie pięciu), brak właściwej bazy lokalowej, brak przygotowania kadry, brak rzetelnej diagnozy uczniów rozpoczynających naukę (w. badań gotowość szkolną wykazuje zaledwie 1% sześciolatków) to jedne z wielu problemów, z którymi nie tylko my jako Rodzice ale przede wszystkim nasze Maluchy będziemy musieli się zmagać jeśli teraz pozostaniemy bierni.
Polecam rozważeniu.

piątek, 7 stycznia 2011

Papućki:)

Na całego pochłonęło mnie...jak to się u nas godo "sztrykowanie":)
Od ostatniego razu minęło kilkanaście lat bo były to czasy podstawówki. Sztrykować nauczyła mnie Mama a zapałałam nową miłością do tego nader uspajającego zajęcia dzięki mojej serdecznej Koleżance:)
Moje umiejętności oscylują w granicach podstawowych ale radość jaką się odczuwa po pierwszysch udanych wyrobach jest nieoceniona:)
Usztrykowałam po raz pierwszy w życiu papućki dla dziecka:) Będzie to podarek dla pewnego Dwulatka:) Kolejne się już sztrykują. Pozdrowienia!

poniedziałek, 3 stycznia 2011

Postanowienia noworoczne

Z całą pewnością należę do tej grupy nieszczęśników, którym realizacja postanowień noworocznych legła w gruzach już po kilku dniach, w najlepszym wypadku tygodniach:( Nowy Rok jakoś tak z zasady mobilizuje do planów, założeń, kolejnych projektów do zrealizowania. Ale tak z ręką na sercu, komu konsekwentnie udaje się owe cele doprowadzić do końca? Takim Gigantom zazdroszczę szczerze pozytywnie:)
Jak tak wsłuchuję się i wczytuję w wypowiedzi moich znajomych to pocieszam się, że nie tylko ja mam z tym problem. Od jakiegoś czasu coraz bardziej dociera do mnie prawda, że najlepszą rzeczą jaką możemy dla siebie zrobić w sferze postanowień na bliższy lub nieco dalszy czas jest ich......brak:) Żeby nie pozostać źle zrozumianą - nie mam na myśli tutaj beztroskiego podejścia do życia czy popadania w marazm ale stawiania sobie celów możliwych do zrealizowania i czynienia tego krok po kroczku. Dla mnie zbawienne okazało się "odkrycie", że można cieszyć się z każdego pojedynczego dnia i wiem, że zabrzmi to okrutnie ale w jakimś stopniu traktowanie go być może jako ostatniego... Do tej filozofii wciąż dorastam i wiem z praktyki, że ma sens, duży sens. Wykorzystujmy czas nam dany najlepiej jak potrafimy, wyciśnijmy go jak cytrynę do końca, choć może niejednokrotnie ten czas jest właśnie kwaśny jak cytryna. Nie możemy czekać całe życie na coś bo to coś może nigdy nie przyjść:( Trzeba nam cieszyć się chwilą, dzieckiem, pracą, blogiem:), wszystkim tym czym żyjemy. Ale żeby dojść z kolei do tego, trzeba wpierw pokochać siebie. 
Tego wszystkiego uczę się mozolnie. Jest to dla mnie okropnie ciężka praca bo z natury jestem pesymistką (szczerze z tym walczę!) ale na własnej skórze przekonuję się powolutku, że radość dnia codziennego dodaje skrzydeł i chęci do życia, nie tylko mnie ale i ludzi wokół. A zarażają mnie skutecznie  tą postawą  Ludzie, z którymi miałam szczęście się spotkać, w realu i wirtualnie:) Jako że w przyrodzie wszystko działa na zasadzie wymiany, czuję że to co otrzymałam chcę oddać....
A więc moje postanowienia na dzień obecny i najbliższe?
Cieszyć się z tego, że ŻYJĘ:)!

A taki mamy widok z naszego okna niemal codziennie:) Do następnego!